30 maja, sobota
Parszywe miejsce, parszywy dzien. Pada, jest zimno, glosno, brudniej niz zwykle i tlumnie. Musimy wytrzymac kilka godzin w najgorszej dziurze, jaka spotkalismy na naszej drodze.
Jedynym pozytywem jest to, ze udaje nam sie kupic bilety do Asuncion. Placimy jedynie 40 dolarow. Cena normalna to dolarow 60! Wyglad ana to, ze uda na sie dostac do Sao Paulo znacznie taniej, niz sadzilismy.
Szukamy kafejki internetowej, by dzien szybciej minal. Chcemy opublikowac kilka zdjec z ostatnich dni. Nasze pendrive'y sa juz zapelnione, dlatego ostatnie zdjecia zgralismy na plyte. Nie mozemy znalesc komputera, ktory mialby naped DVD.
W koncu udaje sie nam znalezc. Niestety zaraz zamykaja.
Wracamy na okropny dworzec. W koncu nadchodzi godzina wyjazdu. W autobusie jest jeden charczacy glosnik. Tuz nad naszymy glowami. Brak ogrzewania przy tym huku jest niczym. Chyba jestesmy juz zmeczeni podrozowaniem. Wczesniej nie zwracalismy uwagi na takie szczegoly.
P