umieramy z goraca.
zyjemy i mamy sie dobrze.
wkrótce wrzucimy kilka zdjec...
P
Dotarlismy wreszcie do naszej wymarzonej Ameryki Poludniowej :) Nie obylo sie bez przygod oczywiscie. Wczoraj 15 minut przed odlotem jakas mila meksykanka ze stoickim spokojem poinformowala nas, ze lot do Sao Paulo z powodow operacyjnych (?!) zostal odwolany. Przedstawila nam trzy mozliwosci rozwiazania tej sytuacji. Albo uda sie wcisnac kilka osob na inny lot do Sao Paulo jeszcze tej nocy albo zapewnia nam miejsca na dzien nastepny albo proponuja lot przez Miami - tylko trzeba miec wize do USA... no coz... wiekszosc pasazerow napalila sie na pierwsza opcje. Rozpoczela sie szalona procedura w iscie chaotycznym meksykanskim stylu. Pracownicy mexicany przegonili nas po calym lotnisku, przeszlismy kilka ponownych odpraw i kontroli, odebralismy nasze bagaze, zeby potem znow je odprawic - po prostu szal! Ale cale szczescie okazalo sie, ze dla wszystkich starczylo miejsca i ze wszyscy, w mniej lub bardziej pozytywnym nastroju, dolecieli dzis rano do Sao Paulo!
Tak wiec jestesmy po drugiej stronie oceanu! Jak Piotrek slusznie zauwazyl, przezywamy wlasnie totalny szok termiczny. Jest upal niczym latem w Andaluzji. Bruno, nasz przyjaciel ktorego Piotrek poznal w La Corunii jakies cztery lata temu, odebral nas z lotniska. W szalonym tempie przemierzalismy zakorkowane ulice Sau Paulo. Pierwsze wrazenie - baaaardzo pozytywne! Naczytalam sie, ze to miasto ma charakter przemyslowo-finansowy. Moze i ma, ale pewnie w rozumieniu brazylijskim. Jak na moje europejskie myslenie jest tu pieknie i egzotycznie. Ulice sa pelne kolorow i fantastycznej zieleni. Jesli inne brazylijskie miasta sa ciekawsze i bardziej artystyczne - to juz nie moge sie doczekac! Jestesmy teraz u Bruna w domu. Zdazylismy juz poznac jego ciocie i dziadkow. Zapowiada sie, ze wieczorkiem poznamy dalsza czesc rodziny, poniewaz kuzynka Bruna obchodzi dzis urodziny. Rozmawiamy po hiszpansko-portugalsku...wiec jest smiesznie! Przywitala nas tez Debora, dziewczyna Bruna, ktora poznalismy we Francji i ktora byla u nas w Poznaniu dwa lata temu. To niesamowite widziec ludzi, z ktorymi tak dawno nie mialo sie zywego, nie-internetowego kontaktu - mam wrazenie ze nic sie nie zmienili :)
Pozdrawiam Was Wszystkich bardzo goraco!
Dziekuje, ze jestescie z nami podczas tej Podrozy :)
M
6 marca 2009 - piatek
Wczorajszy szok termiczny przedluzyl sie i trwa jeszcze dzis.
Wczoraj byl najcieplejszy dzien lata w Sao Paulo!
Solidarnie z nami z goraca umierala cala rodzinka Bruna!
[Tu podejme sie karkolomnego opisu rodzinki Bruna...]
Najpierw poznalismy ciocie i wujka Bruna, ktorzy czesto wpadaja by odwiedzic babcie i dziadzia. Nie poznalismy ich za bardzo, bo przygotowywali przyjecie urodzinowe swojej corki.
Ale po kolei...
Dziadzio Bruna pracowal kiedys w Polakiem, ktory mu opowiadal o wojnie. Jest artysta malarzem i w calym domu wisza jego obrazy. Poza tym jest fanem FC Sao Paulo i nocami namietnie oglada powtorki meczow, ktore wczesniej widzial na zywo.
Babcia Bruna zagadywala Monike. Przyniosla nam pyszny swiezy sok z ananasa i miala pretensje do Debory, ze nie pozwala nam mowic (babcia chciala nas ciagle sluchac).
Bruna tata ma wasy, jest wysoki i w ogole nie wyglada jak Brazylijczyk.
Wciaz sie ze mnie nabijal, ze go nie rozumiem, kiedy mowi do mnie po portugalsku.
W koncu udalo nam sie jednak dogadac. Bylo oczywiscie o polityce i historii Polski.
Mama Bruna jest ciagle usmiechnieta i ma gesta lwia grzywe na glowie - niczym Bruno.
Ma kilku braci. Poznalismy trzech - wraz z rodzinami! (O jednym wspomialem na poczatku)
Wczoraj bylo przyjecie urodzinowe kuzynki Bruna, na ktore zostalismy zaproszeni.
Przyjecie bylo w domu Bruna, gdzie obecnie mieszka jubilatka. Nie pamietam jak ma na imie, jest corka wujka nr 1, ktory wlasnie remontuje dom i rozparcelowal sie i swoje dzieci po rodzinie. Kuzynka-jubilatka w swoim czasie przyczynila sie do poznania Debory i Bruna. Kuzynka mieszka w pokoju Bruna i jego brata. Brat [imie wstawi Monika] ma dziewczyne [...], ktora juz nas zdarzyla zaprosic do siebie na weekend. Bywa, ze wszyscy razem mieszkaja w jednym pokoju - kuzynka-jubilatka, Bruno-Debora i Brat-Dziewczyna. Wiec nie wiem na co narzekaly nasze Dzieciaki w salonie???
Wczoraj przewinelo sie jeszcze dwoch wujkow z zonami i dziecmi, chlopak jubilatki chyba jacys sasiedzi i pani, ktora pracuje w domu Bruna rodzicow i czasami tez tu mieszka. Pochodzi z faveli i zarabia grosze. Widzielismy przejazdem favele, ale o tym moze pozniej. W kazdym razie nie wygladaja tak sympatycznie, jak w `Miescie Boga´.
Urodziny byly szalone i dlugie. Glownym daniem byla pizza zamowiona przez telefon. Do tego mnostwo zimnego piwa i godziny glosnych rozmow. Najwytrwalsi doczekali sie wspolnego ogladania brazylijskiego big brothera. Tu czesc polegla. Potem zostal juz tylko dziadzio i jego powtorki meczow, Bruno z Debora. My poleglismy ostatni!
Rozpisalem sie dzis wyjatkowo. Wiecej sie to nie powtorzy.
Teraz jest poludnie. Wszyscy jeszcze spia. Ze mnie leje sie pot mimo, ze siedze pod wielkim wentylarorem, ktory jest przytwierdzony do sufitu i dziala bez przerwy.
Monika spi z husteczkami w reku, bo katar jej nie odpuszcza. Ja siedze w ortezie, bo mi nie odpuszcza kolano. Jest u p a l ! Nawet muchom sie nie chce latac ...
Cieszcie sie chlodem!
P
7 marca 2009 - sobota
Wczorajszy dzionek minal nam bardzo spokojnie. Spacerowalismy po parku w poblizu domku Bruna, skad rozposcieral ciekawy widok na centrum miasta. Sprobowalismy wody ze swiezego kokosa i bylo pyszne :) Potem pogubilismy sie troche obczajajac rozne zakatki dzielnicy...ale odnalezlismy sie dzieki przemilym Brazylijczykom!
Dzisiaj dzialo sie duzo. Rano bylismy z Debora i 80-letnia babcia Bruna na pobliskim targu - w sensie na feira. Pelno kolorowych owocow i warzyw. Udalo nam sie sporo z nich sprobowac, poniewaz wszyscy sprzedawcy z checia czestuja tymi pysznosciami! Pozniej Bruno i Debora zabrali nas na spacer po centrum Sao Paulo. Dziwne wrazenie. Z jednej strony pelno pieknych budynkow i placow, z drugiej - niewyobrazalna ilosc osob spiacych na ulicy, troche szalonych, troche podejrzanych... W poblizu katedry znajduje sie najwiekszy w Brazylii, oficjalnie nielegalny, targ uliczny, na ktorym mozna kupic doslownie wszystko! Niesamowite wrazenie - totalny chaos, szalenstwo, mnostwo najrozniejszych towarow, pelno przedziwnego jedzenia, dzikie tlumy i do tego upal! Udalo nam sie tez wybrac do dzielnicy artystycznej Sao Paulo. To miejsce bardzo nam sie spodobalo - urocze kawiarenki, muzycy grajacy na ulicach sambe :) Wieczorem przygotowalismy dla calej rodzinki Bruna i gosci (ktorzy wpadaja tu i wypadaja przez caly czas) pyszny makaron w sosie smietanowym. Po kolacji bylismy jeszcze na typowej brazylijskiej fiescie urodzinowej w jednym z barow artystycznej dzielnicy. Poznalismy kilku przyjaciol Bruna i Debory. A na zakonczenie zaliczylismy przesympatyczna impreze w mieszkanku kolejnych przyjaciol naszych przyjaciol :) Tym sposobem zrobila sie czwarta nad ranem, wiec idziemy spac. U Was pewnie juz wstalo slonko, wiec zycze Wszystkim pieknego dnia!
M
8 marca 2009 - niedziela
Wszystkim Kobietkom najlepsze zyczonka, prosto z Brazylii :)
My caly dzionek spedzilismy na churrasco, czyli na brazylijskiej odmianie grilla, u kolezanki Debory, ktorej dziadek byl lotnikiem pochodzacym z Polski! Bylo przesympatycznie. Sprobowalismy wiele roznych pysznosci. Nasz brazylijski z kazdym dniem jest coraz lepszy :)
M
9 marca 2009 - poniedzialek
Dzisiaj bylismy z Brunem poszwedac sie raz jeszcze po centrum Sao Paulo. Teraz pakujemy sie na kolejne dni podrozy, poniewaz zamierzamy juz opuscic Sao Paulo i ruszyc dalej... Wlasnie Debora kupuje nam przez telefon bilety na autobus, ktory zawiezie nas do Parati - malutkiej miescinki na wybrzezu pomiedzy Sao i Rio. Nie wiem czy znajdziemy tam dostep do Internetu, dlatego byc moze przez kilka nastepnych dni nie bedziemy nic wpisywac na bloga. Nie stresujcie sie - bedziemy spokojnie wylegiwac sie na pieknych brazylijskich plazach :) W weekend chcemy pojechac do Rio de Janeiro. Stamtad na pewno damy znac ze zyjemy!
M