Geoblog.pl    loversi    Podróże    S U D A M E R I C A    Gdzie kultura slonca sie zrodzila
Zwiń mapę
2009
20
maj

Gdzie kultura slonca sie zrodzila

 
Boliwia
Boliwia, Copacabana
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 28995 km
 
20 maja, sroda

Copacabana nas zaskoczyla. Mielismy tu tylko zjesc obiad i sunac dalej - do slynnego peruwianskiego Puno. Okazalo sie, ze i tu sa znane z Puno plywajace wyspy. Wyspy, na ktorych jeszcze w tamtym wieku mieszkali indianie. Wyspy, ktore jak dla mnie zrobione sa ze slomy! Miejscowi na to mowia jakos inaczej...
Tak wiec zostajemy w Copacabana. Znajdujemy najtanszy w historii naszej podrozy i w ogole na naszej drodze zyciowej nocleg! 7 zeta za osobe! Wygodne wielkie lozko, oddzielny pokoj. Tak wiele za tak niewiele! Z tarasu naszego hostelu podziwiamy piekne i ogromne jezioro Titicaca. Stad tez zauwazamy wielki majestatyczny i nie pasujacy do calej reszty miasteczka budynek. Idziemy go sprawdzic.
Okazuje sie, ze w Copacabana jest najwazniejsze sanktuarium maryjne w Boliwii! Tutaj znajduje sie rzezba partonki tego kraju. Zatrzymujemy sie na chwile w pustym kosciele. Tymczasem przed kosciolem po raz kolejny spotykamy szalana grupe muzyczna. Trzech chlopakow skaczacych z gitarami. Trzy dziewczyny gestykulujace i udajace, ze spiewaja. Rezyser i operator w jednej osobie. Boliwijski zespol kreci teledysk! Chwile ogladamy i ruszamy dalej. Nagle podchodza do nas dziewczyny z zespolu. Otrzymujemu nie lada propozycje! Prosza nas, bysmy wystapili w ich teledysku. Widocznie wzbudzamy takie samo zainteresowanie dla nich, jak oni dla nas. Staramy sie jakos wymigac. W koncu to zespol typu boliviano-disco! Uf. Jakos to zrozumieli. Nie bedziemy gwiazdami muzyki disco w Boliwii.
Wieczor spedzamy spacerujac po miescie. Idziemy do malego portu zobaczyc zanurzajace sie w wodach Titicaca slonce. W drodze powrotnej do hostelu przyciaga nas wielki halas. Glos dochodzi z sali gimnastycznej. Oplata 1 boliviano (50 groszy). Jest pelno ludzi. Wchodzimy, chyba warto zaplacic "az tyle". Dzis odbywaja sie finaly pilki noznej. Lokalna liga. Brzmi banalnie? ...lokolna liga pilki noznej dziewczat grajacych w tradycyjnych spodnicach! Pochlonelo nas to widowisko w calosci. Zapomnielismy nawet wyciagnac aparat. Biegajace za pilka, grubasne dziewczyny w kieckach i z dlugimi warkoczami. To robi wrazenie! Do tego szalony komentator. Rzucajacy cukierki na trybuny policjant. Masa gapiow. Pod koniec ocknelismy sie i wyciagnelismy kamere. Wybrancy zobacza ten szal w TV ;)

P


21 maja, czwartek

Rano ruszamy lodka na Wyspe Slonca. Do ostatniej chwili targujemy sie o kazdy grosz. Wbiegamy zadowoleni z ceny na statek. Kolejna walka. Podobno nie mozna siedziec na dachu. Zadowoleni pozostajemy tam, gdzie lepszy widok. Wybor lodki trafiony. Plyniemy najszybciej.
Doplywamy do polnocnej czesci Wyspy Slonca - Isla del Sol. To miejsce wyjatkowe dla kultury Inkow. Tutaj odbywaly sie najwazniejsze rytualy. Tutaj wybierano przywodcow i kaplanow. W koncu tutaj narodzilo sie SLONCE!
Wioska zaskakuje nas huczna fiesta! Starszyzna tanczy w kolorowych strojach. Ci, ktorym wiek na to nie pozwala, zadowalaja sie cieplym piwem. Do tanca przygrywa orkiestra z gatunku detych, gorniczo-hutniczych. Wszyscy szczesliwi. My rowniez. Po raz pierwszy w Boliwii trzaskamy zdjecia ludziom bez stresu. Nikomu nie przeszkadzaja gringos z aparatami. Wszyscy swietuja. W koncu ta fiesta mieszkancow wioski odbywa sie tylko raz w roku! Zachwyceni widokiem, spedzamy tutaj za duzo czasu. Niewiele go pozostalo, by dojsc do prastarych inkaskich ruin i wrocic na statek. Por az pierwszy w Ameryce Poludniowej brakuje nam tego, czego miejscowi maja az nadto. Czas ucieka. Ruszamy! Po drodze zatrzymujemy sie w Muzeum Zlota. Muzeum zostalo chyba obrabowane. Pozostalo tu tylko kilka starych kamieni, kilka podwodnych fotografii i jeden Pan, ktory ubawil sie po pachy, gdy mu powiedzielismy, ze chcemy jeszcze zobaczyc ruiny. Idziemy dalej. Zwawym krokiem. Droga wiedzie wzdluz brzegu Titicaca. Jest to jedno z najwyzej polozonych na swiecie zeglownych jezior, ktorego woda jest przejrzysta i czysta niczym w Bajkale. Pomimo braku czasu, nie moge sie oprzec. Wskakuje. Woda jest calkiem ciepla, jak na ta wysokosc - okolo 3800 m n.p.m. Wytrzymuje piec minut.
Suniemy dalej. Sciezka prowadzi coraz wyzej. Mijamy malutkie wioski, fragmenty ruin, swiete kamienie i skaly. Caly czas towarzyszy nam piekna Titicaca. Na horyzoncie widac charakterystyczne dla tego jeziora trojkatne zagle. Dochodzimy zmeczeni do slynnych ruin. Coz, szalu nie ma. Po prostu jedna wielka ruina. Chyba brakuje nam wyobrazni. Spotykamy dwojke tubylcow. Opowiadaja nam historie zwiazane z tym waznym miejscem. Snuja je w dziwnej mieszance quechua i kastylijskiego. Przewaza quechua, wiec nie powtorzymy dzis tych opowiesci. Musimy wracac na lodke. Do odplyniecia zostalo 30 minut. Kolejna bedzie jutro. Trucht zamienia sie w bieg. Zostawiam Monike i Fatiha. Gonie, by zlapac lodz. Po drodze miejscowi probuja mnie zatrzymac. ¨Dokad tak pedzisz?¨, ¨Chesz zlapac diabla?!?¨ Hmm, wiedza wiecej ode mnie. Dobiegam zdyszany na czas. Budze powszechne poruszenie w porcie. Nasza lodka stoi spokojnie, przycumowana do molo. Silniki przykryte sa kocami, by sie nie nagrzewaly od slonca. Zaloga odpoczywa. Wszyscy swietuja. Nikt sie dzis nie spieszy. W koncu to jedyny taki dzien w roku. Dochodzi zmeczona Monika. Za nia pelznie Fatih. Czyzbysmy spedzili zbyt malo czasu na tym kontynencie, by zapomniec o tak podstawowej sprawie. Tutaj nikt nigdy nie wyjezdza punktualnie!
Siadamy na molo, by odpoczac. Po 30 minutach zaczynamy sie denerwowac. Musimy zdarzyc na wieczorny autobus do Cusco. Kolejna walka. Ruszamy. Po drodze zatrzymujemy sie na poludniowej czesci wyspy. Ogladamy inkaskie schody. Nastepnym przystankiem mialy byc plywajace wyspy. Nasz przewodnik postanawia jednak ominac to miejsce. Znow musimy sie wyklocac i walczyc. Przewodnik chce od nas dodatkowe pieniadze. Ku jego zdenerwowaniu, w koncu udaje nam sie osiagnac cel bez dodatkowych oplat. Doplywamy do slynnych wysp. Wygladaja nieziemsko. Na dryfujacych platformach postawione sa domki. Do ¨wysp¨ przycumowane sa male lodki. Wszystko zrobione jest z tego samego materialu – z trzciny. Jako jedyni schodzimy na jedna z wysp. Pozostali rezugnuja z uwagi na oplate – 2,5zl! Chodzenie po plywajacej trzcinie jest niezwyklym uczuciem. Jakbysmy stapali po wodzie. Jestesmy zachwyceni, mimo, ze wyspa po ktorej chodzimy ma dopiero pol roku. Na jeziorze Titicaca wciaz sa Indianie zyjacy na takich wyspach. Wracamy do Copacabana. Mamy chwile na kolacje. Wieczorem wsiadamy do autobusu. Nastepny przystanek – legendarne Cusco.

MiP
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (25)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
loversi
Monika, Piotr i Maleństwo Pasieczni
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 51 wpisów51 265 komentarzy265 556 zdjęć556 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.02.2009 - 10.06.2009