31 marca, wtorek
Opuszczamy Montevideo i ruszamy w nieznane. Na mapie znalezlismy wioske rybacka o pieknej nazwie Cabo Polonio. Nie moglismy sie oprzec pokusie, by zobaczyc co to za miejsce. Trudno bylo znalezc autobus, ktory dowiozlby nas do upatronego celu. Ostatecznie Rutas del Sol zawoza nas do granicy parku narodowego (bo Cabo Polonio to miejsce chronione z uwagi na wydmy i foki). Jest zupelnie ciemno. Kerowcy mowia, abysmy poszli w kierunku jedynego swiatla w okolicy, po czym odjezdzaja. Razem z nami wysiadla grupka osob - trzy Urugwajki i rodzinka z Niemiec. Jedna z Urugwajek wykopuje czolowke i tym samym staje sie przewodnikiem. Pod swiatelkiem znajdujemy kase, w kasie biletera, a za kasa ciezarowke z napedem 4x4. Ladujemy sie wszyscy sie "na pake". Polgodzinny szalony przejazd przez lasy, wydmy, plaze i docieramy wreszcie do punktu, ktory sobie wytyczylismy kilka dni wczesniej na mapie.
1 - 3 kwietnia; sroda, czwartek, piatek
Cabo Polonio. Przepiekne miejsce. Mala wioska polozona na polwyspie u wybrzezy Atlantyku. Szescdziesieciu stalych mieszkancow, dwie plaze, latarnia morska, olbrzymie wydmy przypominajace pustynie, wylegujace sie na skalach foki, brak biezacej wody i pradu, kilka sklepow i miejscowych barow, a w wodzie delfiny, wieloryby, a czasem rekiny... To tu spedzilismy trzy bardzo przyjemne dni naszej podrozy. Spalismy w hostelu na plazy, w drewnianym pokoiku z widokiem na ocean. Bylo spokojnie i bezpiecznie. Caly dobytek zostawialismy w otwartym pokoju. Duzo spacerowalismy. Kapalismy sie w niezwykle cieplym oceanie z gigantycznymi falami. A Piter spotkal raz w wodzie rekina! ...ktory okazal sie byc niewielkim wielorybem z pletwa podobna do rekina. Tu zwa go tonina. Jedlismy domowe chleby, sery i kielbasy, popijalismy pyszne uruwajskie wino. Poznalismy bardzo ciekawe postaci mieszkajace na stale w tym trudno dostepnym miejscu. Nauczylismy sie przyrzadzac yerba mate i ubostwiane w calej Ameryce Poludniowej dulce de leche, czyli karmel!
Niechetnie opuszczalismy Cabo Polonio. To miejsce nas totalnie zauroczylo. Ale coz zrobic, chcemy zobaczyc jeszcze troche swiata, wiec trzeba ruszac dalej. Kolejny przystanek - Buenos Aires.
...i jeszcze jedno, nazwa Cabo Polonio nie ma niestety nic wspolnego z Polska :(