25 marca, sroda
Bez problemow przekroczylismy granice. W Argentynie wszystko dziala w innym, zdecydowanie spokojniejszym rytmie. Pani w kantorze potrzebowala jakis 10 minut, by wymienic niewielka ilosc reali brazylijskich. Autobusy kursuja nie co 10, ale co 30 minut. Nigdzie nie mozna placic karta! Ani na dworcu autobusowym, ani w parku narodowym.
Z szalonym Turkiem (ktorego imienia nie sposob powtorzyc, a co dopiero zapamietac) wybralismy sie na podboj argentynskiej strony Cataratas de Iguazú. To, co zobaczylismy, przeszlo nasze najsmielsze oczekiwania. Czesc argentynska okazala sie duzo wieksza od brazylijskiej. Mielismy okazje z roznych perspektyw zblizyc sie do tych niewyobrazalnie wielkich wodospadow. Najwieksze wrazenie zrobil na nas szlak prowadzacy po moscie nad rzeka, ktory dochodzil do Garganta del Diablo, czyli Diabelskiej Gardzieli. Nazwa wiele tu wyjasnie. Dotarlismy do miejsca, w ktorym spokojna rzeka zamienia sie nagle w potwora! Bylismy tak blisko tej olbrzymiej sily, tego nieopisywalego piekna...
Dobrze, ze najpierw zobaczylismy czesc brazylijska. Argentynskie wodospady sa porazajace! Trudno sobie wyobrazic cos piekniejszego.
M&P