13 marca, piatek
Opuscilismy Parati. Bardzo polubilismy to male miasteczko, wiec niechetnie szlismy w strone dworca. Podrozowanie z wykupionym biletem powrotnym narzuca pewne rygory - nie mozna zatrzymac sie w jednym miejscu zbyt dlugo, nawet jesli miejsce to wydaje sie jednym z piekniejszych na swiecie. Przed nami kolejne wioski, miasteczka, miasta i kraje... W dalsza droge ruszylismy jakims miejscowym rozpadajacym sie autobusem, ktory nie zwazajac na fatalna jezdnie pelna dziur, prul z zawrotna predkoscia w strone celu. Dwie godziny podskakiwania i lapania rownowagi! Po zmierzchu dotarlismy do Angra dos Reis. Miasto, zdecydowanie wieksze od Parati, polozone jest rownie uroczo. Kolorowe domki, wygladajace troche nierealnie, jak pomalowane pudelka od zapalek, rozrzucone sa chaotycznie w waskim pasie miedzy gorami a oceanem. Zycie w takim miejscu, gdzie zawsze jest lato, toczy sie swoim niespiesznym rytmem. Czasem spokoj ten zaburzaja turysci nawiedzajay okoliczne plaze i wyspy. Ale poniewaz my podrozujemy fuera de epoca, czyli po karnawale, mielismy niepowtarzalna okazje zasmakowac troche tutejszej codziennosci.
14 marca, sobota
Mielismy maly problem ze znalezieniem noclegu, poniewaz okazalo sie, ze w Angra dos Reis nie ma malych pousad ani tanich albergues. Przyszlo nam spedzic noc w hotelu... ale dzieki pomocy mieszkancow udalo nam sie zlokalizowac cos w rozsadnej cenie :) Sobota minela nam sielsko. Bylo goraco, jak zawsze ostatnimi czasy! Wybralismy sie wiec na Praia Grande, aby popluskac sie w oceanie, polezec na plazy i nabrac sil przed Wielkim Miastem.
M