Geoblog.pl    loversi    Podróże    S U D A M E R I C A    Boliwijskie pozytywy
Zwiń mapę
2009
16
maj

Boliwijskie pozytywy

 
Boliwia
Boliwia, Uyuni
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 28426 km
 
16 maja, sobota

Piata rano. Nad nami gwiazdy. Przed hostelem stoi toyota, ktora leniwie obladowuje na nowo Rene. Za godzine wschod slonca nad salarem. Chcemy zobaczyc ten spektakl, dlatego wstajemy o tak nieprzyzwoitej porze. Wjezdzamy na salar. Od razu doznajemy szoku. Skonczyly sie wertepy! Salar jest gladki jak autostrada. Rene wykorzystuje to i wyciska wszystko co moze ze starej toyoty. Dzis mamy do przejechania niemal 300 km w pol dnia. Calosc po solnej autostradzie. Szykuje sie przyjemny dzien.
Po drodze mijamy kilka innych samochodow z turystami. Niektorzy probowali sie z nami scigac, ale im nie poszlo. 160km/h po soli. Rene ze spokojem zaczyna snuc opowiesci o wypadkach, jakie tu mialy miejsce. Ostatni byl tragiczny. Przy predkosci 200km/h samochod stracil jedno kolo, przewrocil sie i zamienil w toczace sie metalowa beczke. Zginela jedna osoba. Uspokaja nas mowiac, ze on tak szybko nie jezdzi i zwalnia do 150.
Zatrzymujemy sie po srodku solniska, daleko od innych grup. Trwajacy juz od pol godziny spektakl nabiera na sile. Kolory robia sie coraz bardziej intensywne. Dzien przepedza powoli noc. Nie mozemy napatrzec sie na zmieniajace sie w coraz cieplejsze barwy. Nagle wyskakuje slonce. Odwracamy sie oslepieni. Przed nami najdluzsze cienie ludzkie, jakie w zyciu widzielismy! Cienie szybko sie skracaja, temperatura wzrasta, salar z rozowo-czerwono-pomaranczowego zaczyna nabierac bieli. Z bliska jego powierzchnia nie jest gladka. Pelno tu malych form solnych, rysunkow, krysztalkow. Padajacy tu z rzadka deszcz decyduje o wygladzie solnej powierzchni. Wowczas salar zamienia sie w ogromne plytkie jezioro bez fal, w ktorym odbija sie jak w lustrze blekitne niebo. Po wyparowaniu woda posostawia po sobie nowe rysunki i zaciera stare szlaki. Wtedy nawet najwytrawnieszy przewodnik moze sie zgubic w bezmiarze soli. Przezyl to i nasz Rene.
Po dlugiej sesji fotograficznej ruszamy dalej, w kierunku jednej z wysp. Po raz kolejny niezwykle skaly! Tym razem wapienie organoogeniczne. Spacerujemy po martwej rafie koralowej. Jest to dowod na to, ze zanim wypietrzyly sie Andy, miejsce to bylo dnem morskim. W tych przytulnych, podziurawionych skalach wapiennych znalazly swoje miejsce gigantyczne kaktusy. Niektore z nich osiagaja wzrost 10 m, a to oznacza, ze zyja okolo tysiaca lat! Spacerujemy po wyspie koralowej, pomiedzy kaktusami i podziwiamy niezwykle tunele, jaskinie i szczeliny. Chcialoby sie, zeby to wszystko znalazlo sie pod woda, by rafa ozyla i bysmy mogli pomiedzy ty wszystkim nieco ponurkowac. (Szczegolnie, ze co i rusz Paszcza pisze o swoich podwodnych podbojach!)
Wspinamy sie na szczyt wyspy. Stad jeszcze lepiej widac, ze salaru konca nie widac :) Ciagnie sie po horyzont i wchodzi do nieba. Na brzegu wyspy zasiadamy przy kamiennym stole. takich stolow jest tu cale mnostwo. Polowa jest zajeta. Razem z nami jest kilkanascie grup. Przypominam, ze podrozujemy poza sezonem. W sezonie tych samochodow jest ponad dwiescie!
Po sniadaniu ruszamy dalej. Zatrzymujemy sie jeszcze kilka razy, by zrobic zdjecia. Latwo tu manipulowac perspektywa i proporcjami, gdyz tlo jest w calosci jednolicie biale. Efekt zobaczycie na zdjeciach.
Dojezdzamy do ostatniego punktu naszej trzydniowej wycieczki. Eksploatacja soli. Male piramidy z soli sa usypywane recznie przez ludzi z jednej wioski. Tylko oni dostali pozwolenie na eksploatacje soli z salaru. Jest tez to ich jedyny sposob utrzymania. Uzywaja do tego jedynie kilofu i lopaty. Kilofem rozbijaja twarda sol. Nastepnie lopata usypuja piramidy, aby otrzymane grudki soli sie osuszyly. Pozniej pozostaje juz tylko ¨zbior¨ soli i ewentualne jej rozkruszenie.
Salar zrobil na nas ogromne wrazenie. Jego kolory i ogrom sa nie do opisania. Nawet zdjecia nie oddaja jego natury. Wpisujemy Salar de Uyuni na liste naszych ulubionych miejsc, obok wodospadow Iguazu, Cabo Polonio, pustyni Atacama i lodowca Perito Moreno.

Wjezdzamy znow na wertepy. Jeszcze tylko kilka kilometrow i dojezdzamy do Uyuni. Najwiekszej miesciny w okolicy. Dopiero tutaj zaczynamy poznawac Boliwie i jej mieszkancow. Boliwia jest dla nas prezentem. Lacza sie z nia same pozytywy. Przede wszystkim, szczegolnie biorac pod uwage nasza kondycje, ciesza niskie ceny. Do tego niezwykle przyjazni i ciagle usmiechnieci ludzie. Kobiety ubrane w tradycyjne stroje bardzo nie lubia byc fotografowane. Cale zycie odbywa sie na ulicy, wokol ryneczkow i straganow. Odglosy miasta to okrzyki przekupniow, ludzi zachwalajacych swoje towary i targujacych sie o kazdego boliwiana turystow. Targuja sie wszyscy. Ja za kazdym razem mam ochote zaplacic wiecej, ale wiem, ze dam sprzedawcy wieksza satysfakcje, gdy sie troche potarguje, niz gdybym dorzucil jeszcze pare groszy. Dzieki ogolnemu chaosowi, nietrudno sfotografowac przechodzace boliwijskie kobiety. Uyuni jest miastem pelnym turystow, wiec nocleg jest tu drogi jak na Boliwie (okolo 5 dolarow!) Za taka cene otrzymujemy spory pokoj z wygodnym lozkiem i ogromnym patio. Robimy niezbedne pranie. Odpoczywamy na patio. Po zachodzie slonca wracamy do hostelu. Nasze skarpetki sa sztywne. Nie z od brudu rzecz jasna, w koncu przed chwila je pralismy. Zamarzly! Chyba juz przywyklismy do niskich temperatur, bo nam w Uyuni jest w koncu cieplo!

P


17 maja, niedziela

Tak to sie jakos uklada w naszej podrozy, ze najczesciej niedziele mamy wolne :) W niedziele od podrozowania odpoczywamy. Tak jest i tym razem. W Uyuni w kazda niedziele jest targ uliczny. Rozni sie chyba tym, ze ludzie ktorzy na codzien handluja w sklepikach lub na ryneczkach, w niedziele wylegaja na ulice. Ponadto zjezdzaja sie mieszkancy okolicznych wiosek. Spotegowany chaos uliczny. Idziemy do kosciola. Tu mozna odpoczac od halasu. Czekamy w ciszy. Jest malo osob. Msza miala sie odbyc o 10. Mija 10:20. Powoli schodza sie ludzie. Msza sie zaczela po 10:30. Boliwijczycy sa najbardziej egzotycznym narodem, jaki widzielismy w Ameryce. Wszyscy maja indianskie rysy twarzy. Kobiety ubieraja sie w tradycyjne stroje i nosza dzieci w chustach na swoich plecach. Ich korzenie indianskie uwidaczniaja sie takze podczas Mszy. Szczegolnie gdy dochodzi do przekazania sobie wzajemnie pokoju. W kosciele nastaje wowczas harmider jak na ulicy. Wszyscy podaja sobie rece, wpadaja sobie w ramiona, caluja sie, przytulaja. Do nas ustawila sie kolejka osob. Bylismy jedynymi bialymi twarzami w kosciele. Po Mszy zostalismy by zrobic zdjecia. Za oltarzem glownym cala sciana jest pomalowana przez artyste watpliwego talentu. Obraz przedstawia histerie indian, konkwistadorow, role kosciola podczas kolonizacji, wojny, walki, niewolnictwo i idzie ku terazniejszosci, przedstawiajac strajki, wybory. Na pierwszym planie obie strony indian i kolonizatorow laczy Jezus.

Idziemy na spacer po miescie. Ogladamy stragany. Pijemy swieze soki z roznych owocow. W jednej z malutkich, zakapiorskich i troche smierdzacych budek probuje miesa lamy. Jest twarde i wlokniste. Olej, na ktorym zostalo usmarzone, zabil jego zapewne dobry smak. Staram sie wyjsc z twarza i zjesc chociaz polowe. Siedze w koncu obok patrzacej na moje ruchy autorki dania. Monika nawet nie chce sprobowac, poznajac od razu moja mine. Przetrwalem. Nastepnym razem sprobuje tego miesa w restauracji, by sie przekonac jak powinno smakowac.
Spedzamy leniwie niedzielne popoludnie. Robimy jeszcze kilka zdjec, zanim nasz obiektyw ostatecznie sie nie rozpada. Odmowil posluszenstwa po wertepach, soli i piasku, jakie pewnie w nim sie nagromadzily. Dziala teraz jedynie jako staly obiektyw o ogniskowej 18mm. Zoom i auto focus zrobily sobie przerwe. W Polsce bedzie trzeba go nieco przeczyscic.

Wieczorem wsiadamy w nocny autobus do La Paz.

P
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (35)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (3)
DODAJ KOMENTARZ
Ciocia Kasia :)
Ciocia Kasia :) - 2009-05-31 01:54
Ale jazda!!!! - znaczy o foty chodzi :) Świetne
 
rychope
rychope - 2009-05-31 20:07
Zdjęcia są super, a Polski akcent śliczny
Pozdrawiam
 
Mamusia - Alusia :)
Mamusia - Alusia :) - 2009-06-01 18:29
Zdjęcia cudne! Już czekam z niecierpliwościa na obejrzenie wszystkich! :)
 
 
loversi
Monika, Piotr i Maleństwo Pasieczni
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 51 wpisów51 265 komentarzy265 556 zdjęć556 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
28.02.2009 - 10.06.2009