8 maja, piatek
Docieramy na miejsce o 5 rano. Na pustym dworcu czeka na nas sympatyczny starszy pan, ktory proponuje nam nocleg w swoim hostelu. Nie zastanawiamy sie dlugo. Jedziemy razem z nim na miejsce. Idziemy spac.
Zrywamy sie w samo poludnie i ruszamy do kliniki, ktora kilka dni temu polecili nam Agnes i Patricio. Monika robi kolejne badanie krwi. Wraca lekko zachwiana. Wyniki beda po poludniu. Wtedy rowniez umowieni jestesmy na wizyte u lekarza. Idziemy wiec na spacer. Nie liczac stolicy, La Serena jest najstarszym miastem w Chile. Stare i niskie kamienice kolonialne wypelniaja cale centrum. Miasto urzeka nas swoja autentycznoscia. Nie ma tu oaz i dzielnic dla turystow. Restauracje i kawiarnie sa przepelnione Chilijczykami. Place glowne wypelniaja tlumy dzieci wracajacych ze szkol, rodzinki, muzycy, artysci i sprzedawcy roznych pysznosci. Milo posiedziec na laweczce i ze spokojem to wszystko chlonac i obserwowac!
Wieczorem udajemy sie na drugie spotkanie z naszym Malenstwem. To przepiekne doswiadczenie moc popatrzec na takiego wiercacego sie nieustannie w brzuszku Malucha! Widac juz zarys raczek i nozek :) Lekarz zapewnia, ze wszystko wyglada dobrze i prawidlowo. Widocznie nasza szalona podroz mu sluzy!
MiP