16 kwietnia, czwartek
Jestesmy w Puerto Natales. Znow nie my, ale hostel nas odnajduje. Trafiamy do dziwnego domu. Jest brudno. Pokoj rozni sie jednak od reszty. Mozna tu zamieszkac, do tego jest tanio. Idziemy na spacer. Po drodze mijamy poczte. Decydujemy sie na uszczuplenie naszego bagazu. Monika nie moze dzwigac, a ja dziwnie wygladam z dwoma plecakami. Wysylamy plecak do Sao Paulo, do Bruna! Pozbywamy sie 10 kg. Teraz je dzwigam bagaz, a Monika Malenstwo.
P
17 kwietnia, piatek
Monika w ciazy. Moje kolano nie daje o sobie zapomniec. Nie nadajemy sie na gorskie wedrowki. Wybieramy troche nudna wycieczke minibusem. To jedyny sposob, by poza sezonem zobaczyc Torres del Paine. Mamy pecha. Pod samymi wiezami jest gesta mgla. Musimy tu kiedys wrocic, gdy cala trojka bedzie mogla maszerowac.
Po wejsciu do hostelu dostajemy smsa od TiMu. Sa tuz obok. Spotykamy sie ponownie. Zostaja w tym samym hostelu.
Kolejne chilijskie wino. Kolacja. Wlasciciel hostelu wychodzi na randke. Jesli ktos przyjdzie mamy powiedziec, ze nie ma wolnych miejsc. Hostel jest pusty. Poza nasza czworka nie ma nikogo, ale on chce odpoczac. Jest zmeczony po sezonie.
P
18 kwietnia, sobota
Chcemy w koncu poznac miasteczko. Wybieramy sie na spacer. Dochodzimy do morza. Przy plazy brodza trzy rozowe flamingi. Wracamy do hostelu po teleobiektyw. Fotografujemy te jakze nie pasujace do surowego klimatu ptaki. Idziemy wzdluz morza, mijamy port, dochodzimy do ukrytej na drugim koncu miasta ulicy Domeyki. Wracamy wykonczeni. Spodobalo nam sie gnicie przed HBO. Wieczorem znow gotujemy pyszna kolacje. Poledwica wolowa jest tu strasznie tania.
P