9 kwietnia, Wielki Czwartek
Znow w drodze. Granica argentynsko-chilijska. Dosc dlugo czekamy. Dokladnie sprawdzaja nasze dokumenty i bagaze. Jedziemy dalej. Ciesnina Magellana! Silny wiatr. Fale szaleja. Do naszego promu przylacza sie sliczny, czarno-bialy delfin Commersona. Szczesliwie przeplywamy jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc zeglugowych na swiecie. Ziemia Ognista - Tierra del Fuego. I znow granica. Wracamy do Argentyny. Dziwnie podzielona jest ta wyspa. Poznym wieczorem dojezdzamy do Ushuaia.
Na koniec swiata...
M
Dotarlismy do najbardziej wysunietego na poludnie miasta na swiecie!
Jak pisza na kazdym plocie, tu konczy sie swiat, ale i wszystko sie zaczyna...
Z tego miejsca na Antarktyde to juz rzut beretem. Mimo, ze odleglosc niewielka, to chyba najdrozsza przeprawa na swiecie. Jak sie komus poszczesci moze z last minute poplynac za jedyne 5.000$. Zwykle cena za rejs 2-3 tygodniowy na Antarktyde kosztuje powyzej 10.000$. Niestety juz po sezonie. Wiec nie ma dylematu: zapozyczac sie i plynac, czy nie. Jednak na pewno tu jeszcze wrocimy, by ruszyc na Antarktyde!
P
10 kwietnia, Wielki Piatek
Spacerujemy po miescie. Troche pada. Jestesmy zmeczeni. Przechodzimy obok kosciola. Pytamy starszego pana, ktory wymiata liscie z wejscia o ktorej godzinie sa Msze. Pan okazuje sie byc ksiedzem. Nie chce mu sie z nami rozmawiac. Gdy juz sie zegnalismy, zapytal skad jestesmy. Na slowo Polska ozywia sie. Zaczyna zagadywac. Mowi, ze zna kilku polskich ksiezy. Jeden nawet tu pracuje. Chce, bysmy sie poznali.
Wieczorem idziemy na Msze Wielkopiatkowa. Kosciol smutny i pusty. Msza szybka.
starszy ksiadz, ktory odprawial Msze, wychodzi do nas i przyciaga mlodego diakona. Poznajemy x. Tomka. Selazjanina z Krakowa, ktory studiowal teologie w Buenos Aires. Trudno mu rozmawiac z nami po polsku. Dawno nie widzial Polakow. Umawiamy sie na wspolny obiad w niedziele.
P
11 kwietnia, Wielka Sobota
Ruszamy w gory! Najpierw szybkie zakupy - czapki i rekawiczki. Potem pomagamy sobie troche taksowka. Wreszcie idziemy po szerokim szlaku - stoku narciarskim. Sniegu brak. troche kropi deszcz. Im wyzej tym wiecej sniegu. Wiatr silny na dole, na gorze wytraca z rownowagi. Co chwile obowiazkowy postoj, podczas silnego podmuchu.
Uparcie idziemy, by zobaczyc lodowiec. W pewnym momencie gubimy szlak. Razem z nami parka Nieznajomych. Wyglada na to, ze szlak sie skonczyl. Lodowca nie widac. Skryl sie pod czapa sniegu. Zmarznieci wracamy. Idziemy duzo szybcie niz Nieznajomi.
Zatrzymujemy sie w schronisku. Jemy i grzejemy sie. Ruszamy do miasta. Mijamy parking. Nieznajomi wlasnie doszli. Proponuja, ze nas zawioza na dol. Wracamy razem z parka Niemcow. Nie zakumplowalismy sie za bardzo, ale jestesmy wdzieczni. Wysiadamy pod samym schroniskiem.
Chwila odpoczynku.
Ruszamy do kosciola. Dzis wigilia Zmartwychwstania. Kosciol odmieniony. Pelny ludzi. Ledwo znajdujemy miejsce. Msza uroczysta. Ludzie zaangazowani i przygotowani. Na scianie pokazy multimedialne. Msza dwugodzinna. Ciekawa. Dzieci nie zdarzyly sie znudzic. Po Mszy zamieniamy kilka slow z x.Tomkiem.
Wracamy do schroniska.
Szykujemy sie do swiat od strony kulinarnej. Zurku nie potrafimy zrobic, wiec przygotowujemy rosol. Monika dzielnie robi jajka faszerowane :)
Konczymy pozno w nocy. Pracownicy hostelu zaciekawieni obserwowali nasze poczynania.
P
12 kwietnia, Niedziela Wielkanocna
Nad ranem Monika robi test. Radosc! Potem burza mysli i rozmow. Wszystko szeptem. Wszyscy spia. Probujemy sie chwile przespac.
Uroczyste sniadanie. Jestesmy obiektem obserwacji w hostelu. Stol nakryty nasza serwetka do naczyn. Jajka faszerowane, ¨zurek¨- rosol z chorizo i jajkami. Wszystko pyszne!
Idziemy do kosciola. Nieco spoznieni. Szykowalismy jeszcze jajka faszerowane, by poczestowac ksiezy.
Msza.
Wszyscy wychodza. Przychodzi x.Tomek. Idziemy na obiad. Gotuje ksiadz proboszcz. Po wielu zawierusze z dyktatura, kosciol argentynski sie zmienil. Ksiadz proboszcz jest nowoczesny, liberalny i postrzelony. Jest swietnym mowca, co udowodnil podczas Mszy. Teraz pokazuje, jak swietnie gotuje. Zabawia rozmowa. Zalewa pytaniami. Starszy ksiadz, ktorego spotkalismy jako pierwszego, namawia na wino, ktore robia jego znajomi w okolicy Mendozy. Wysmienite.
Przed nami prawdziwa uczta. Jajka faszerowane zachwycily ksiezy, tak jak mnie pieczone mieso, a Monike ziemniaki w bialym sosie. Deser przygotowal x.Tomek. Pyszne lody z pobliskiej cukierni. Najstarszy wychodzi i wraca z butelka whisky. Rozpakowuje ja z pudelka. Byla na specjalna okazje. Wlewa mi whisky do lodow. Taki deser nazywa sie tutaj Don Pedro. Mowia, ze musialem sprobowac. Wcale nie zaluje. Monika tez nie, mimo ze nie bylo jej dane sprobowac. Uwielbiam argentynskich duchownych! ...w przeciwienstwie do cwaniackich Argentynczykow.
Najedzeni ruszamy do parku z x.Tomkiem.
Zaproszil nas i slono go to kosztowalo. Wejscie do parku narodowego w Argentynie. Zupelnie inna cena dla obcokrajowcow... Dziesiec razy wyzsza niz dla tutejszych.
Caly czas pada i mocno wieje. Mimo to widzimy sporo ciekawych miejsc zza szyby samochodu. Wracamy po kilku godzinach. Zegnamy sie. Nie wymieniamy mailami. Wiemy jak i gdzie mozemy sie odnalezc.
Ostatni wieczor w schronisku Patagonia Pais, ktorego paragwajscy wlasciciele doszukali sie polskiego pradziadka.
P