23 kwietnia 2009, czwartek
Nie jedziemy na polnoc do Bariloche za wygurowana cene. Nie damy juz zarobic Argentynczykom. Jedziemy do Chile. Na droge, ktora jest zamnknieta z powodu wybuchu wulkanu. W miejsce, ktore nie jest polaczone zadna droga ze stolica kraju. Jedyna mozliwosc to prom, ktory teraz nie kursuje. Chcemy poznac slynna Carretera Austral mimo wszystko. Mozemy posmakowac niestety tylko jej fragment. Przed nami przeprawa promowa na druga strone jeziora. Mamy szczescie. Przeprawa bedzie jutro. Mamy wiec 24 godziny na poznanie Chile Chico.
Wioseczka rybacka. Ma kilka sklepow, kilka schronisk dla turystow. Ma nawet punkt widokowy z flaga narodowa! Lezy w koncu w Andach.
Trafilismy tu, bo chcielismy kupic tansze bilety do zupelnie innego miejsca. Brzmi zawile, ale taka jest prawda. W schronisku w El Chaltén znalezlismy notatke. Ktos ma dwa bilety do Bariloche. Mozna je kupic za mniej niz sa warte. Poszedlem to sprawdzic.
Poznalem piecioosobowa grupe izraelsko-brytyjska. Udalo im sie zamienic bilety, wiec ogloszenie bylo juz nieaktualne. Zachwalali droge krajowa nr 7 w Chile. Slyszalem o niej. Nawet planowalismy tam jechac. Jednak zrezygnowalismy z tych planow z uwagi na zmeczenie, wysokie ceny i niskie temperatury. Skonczylo sie inaczej...
Wyladowalismy razem z szalona ekipa nad jeziorem General Carrera. Chile Chico, czyli Male Chile nie ma wiele do zaoferowania. Jest to miejsce wypadowe na Carretera Austral. Czekamy wiec na prom.
P