21 kwietnia, wtorek
W poniedzialkowy wieczor dotarlismy do malusienkiej gorskiej miesciny El Chalten. Nad domami goruja dwa charakterystyczne szczyty - Cerro Torre i Fitz Roy. Widocznosc tego dnia byla idealna. Mielismy szanse zobaczyc w calej okazalosci te dwie slynne gory. Sa piekne i przerazajace zarazem. Przyciagaja wielu smialkow, ale i budza respekt. Sa strzeliste i pokryte sniegiem. Nie wszystkim sie pokazuja. Czesto osnute sa gestymi mglami.
We wtorek razem z Natem wybralismy sie na gorski szlak. Pogoda w Patagonii zmienia sie kilkukrotnie w ciagu dnia. W gorach te zmiany sa jeszcze intensywniejsze. Takze podczas poniedzialkowego zachodu slonca podziwialismy obledne szczyty Cerro Torre i Fitz Roy, a we wtorek nie mielismy juz tego szczescia. Szlak byl dosc prosty, prowadzil do jeziora z widokiem na lodowiec i Cerro Torre. W deszczu doszlismy do wyznaczonego punktu. Niestety poza jeziorem i malutkim fragmentem lodowca nic nie bylo widac. Czekalismy godzine. Czekalismy dwie godziny. Cerro Torre ukrylo sie za mgla. Zimno nie bylo. Padal deszcz, ale nasze peleryny dzielnie z nim walczyly. Ludzie przychodzili i odchodzili. Piotrek i Nate podeszli pod lodowiec, ja zostalam na posterunku. Czas mijal. Mgla czasem jakby sie zmniejszala...ale nie wiem czy to nie byla tylko nasza spragniona Cerro Torre wyobraznia. W koncu i my odeszlismy. Widocznie tak mialo byc. Jeszcze tu kiedys wrocimy, z namiotem, sprzetem i nieograniczona iloscia czasu...
M
22 kwietnia, sroda
Piter z rozwalonym kolanem, ja w ciazy... no coz... nie brzmi to jak wymarzony team do zdobywania gorskich szczytow! Po jednym dniu chodzenia po gorach (dluuugim, deszczowym i wietrznym) postanowilismy troche odpoczac. Zaatakowalismy muzeum Parku Narodowego Lodowcow i zanurzylismy sie w dokumentalnych filmach o zdobywaniu Cerro Torre i Fitz Roy.
M