19 kwietnia, niedziela
Zegnamy sie z TiMem, z dziwnym wlascicielem hostelu i z Puerto Natales.
Ruszamy do Argentyny, zobaczyc jeden z piekniejszych lodowcow patagonskich - Perito Moreno.
Ruszamy na stopa!
Po raz pierwszy w Ameryce Poludniowej. W niedziele. Poza sezonem. Droga malo popularna. Po drodze wchodzimy do kosciola. Zostajemy na Mszy.
Na wylotowce nia ma juz TiMu. Mieli szczescie. Malgoska ma ogromna kolekcje czterolistnych koniczynek, ktore znajduje po prostu wszedzie. Cos w tym jest...
Stajemy na ulicy. W powietrzu wisi przygoda. Pogoda jest idealna. Nie wieje i nie pada.
Stoimy. Nic nie jedzie. Stoimy dalej. Przypaletalo sie kilka psow. Czekamy. Grupka psow sie powieksza. Zaczynamy tanczyc tango. Psy nas obserwuja. Droga pusta. Czyzby przedziwny wlasciciel hostelu mial racje? Nic. Tylko psy. W koncu mija nas kilka samochodow. Zrobilo sie raznie. Pojawila sie szansa. Spokojnie przypominamy sobie kolejne kroki tanga. Psy zdaja sie troche podpatrywac. W koncu ktos sie zatrzymuje. Jedziemy! Po godzinie wysiadmy na opustoszalym przejsciu granicznym. Wchodzimy, by sie odprawic. Nie ma nikogo. Przegladamy kazdy zakatek. Cisza. Rozgoscilismy sie. Znajduje kuchenke gazowa, na ktorej podgrzalismy wczorajszego strogonoffa. Pojawia sie pani celniczka. Mowi, ze na pewno ktos dzisiaj przejedzie przez granice. Pytamy jak wyglada druga strona, czy jest tam jakas wioska? Celniczka nie wie. Nigdy tam nie byla.
Postanawiamy isc pieszo do Argentyny. To tylko szesc kilometrow.
Droga sie dluzy, pomimo pieknej pogody. Nie jedzie nikt. Mijamy konie, owce, ñandu. Po godzinie pojawia sie za nami chmura kurzu. Z zawrotna predkoscia, po kamienistej drodze sunie rozklekotany nissan. Mija nas. Zasypuje kurzem. Po chwili jednak ostro hamuje.
Jedziemy dalej! Do samego El Calafate :) Zabral nas Amerykanin, Nathan. Jezdzi wynajetym samochodem. Po raz pierwszy zobaczyl manualna skrzynie biegow. Idzie mu topornie. Rozmawia sie sympatycznie. Planujemy kolejne dwa dni. Wspolnie pojedziemy do El Chalten, pod Cerro Torre i Fitz Roy.
Trafiamy do nowoczesnego schroniska w El Calafate. Nie jest tak drogo, jak sie obawialismy. Monix i Malenstwo juz spia. Ja siedze, nadrabiam zaleglosci i pozdrawiam naszych Czytelnikow. Za bledy przepraszam. Surowy tekst nie przeszedl jeszcze Moniksowej korekty :)
P
20 kwietnia, poniedzialek
Rano, po pysznej polskiej jajecznicy, ktora chyba do tej chwili zachwyca sie Nathan, ruszamy na lodowiec Perito Moreno. Ja prowadze. Amerykanin nie ogarnia w dalszym ciagu manualnej skrzyni biegow. Spelnilo sie moje marzenie! Prowadzilem samochod po dluuugich prostych, malo uczeszczanych drogach. Krajobraz przypomina slynna droge nr 66 w USA. To zdanie Nathana, ktory ja zna. Rzeczywiscie, wokol nas roztacza sie plaskowyz, ktory naszpikowany jest tu i tam strzelistymi gorami. Rzecz w tym, ze te sa mlodsze od tych z polnocy, w zwiazku z tym nie sa az tak zerodowane, a co za tym idzie nie az tak atrakcyjne. W kazdym razie jade przez cudowna kraine. Dlugie w nieskonczonosc proste skonczyly sie nagle. Skret dziewiecdziesiat stopni w lewo i wjezdzamy w gory. Droga totalnie sie pokrecila. Dojezdzamy do parku narodowego. Wejscie nie bylo az tak drogie, jak w Chile. Z daleka widac czape lodowca. Jest przeogromny, a my jestesmy wciaz kilka kilometrow od niego! Dojezdzamy. Na chwile schowal sie za drzewami. Idziemy po metalowych chodniczkach. Ogromne ilosci turystow, jakie tu przyjezdzaja sa skanalizowane w matalowych duktach, dzieki czemu nie rozdeptuja lasu. My mamy szczescie, poniewaz nie ma z nami tych tlumow. Jestesmy sami z czystym niebem i pieknym sloncem za plecami. Podchodzimy. Jezor lodowca ma 14 km i wchodzi do jeziora czolem o wysokosci 50 m! To co ogladamy jest tylko malym fragmentem wielkiego lodowca, ktory o ile sie nie myle nazywa sie El Glacier, czyli ...Lodowiec. Piecdziesiat metrow! W ogole tego nie widac! Jest tak wielki, szeroki i dlugi, ze z daleka wydaje sie jakby mial wysokosci metrow piec. Schodzimy nizej i z kazdym krokiem czujemy sie coraz mniejsi.
P
Lodowiec jest przepiekny... nie mozemy sie napatrzec! Niewiele jest miejsc na swiecie, ktore tak porazaja, zachwycaja, oniesmielaja! To z pewnoscia jest jedno z nich. Wodospady Iguacu zaskoczyly nas swoja potega. Lodowiec Perito Moreno zaskoczyl nas swoim ogromem, magia i nieprzewidywalnoscia! Kilka godzin spacerowalismy oniemiali spogladajac na zwaly poruszajacego sie i gadajacego lodu. Mielismy szczescie! Dwa razy obkruszyly sie przy nas gigantyczne fragmenty lodowych gor...
M